Moje pierwsze opowiadanie o Frerardzie, bądźcie więc wyrozumiali :3
Zasady są takie:
1. Występują pary męsko-męskie, więc jeśli cię to odrzuca- nie czytaj.
2. Postaraj się nie zwracać uwagi na błędy- z góry za nie przepraszam.
3. Rozdziały wstawiam nieregularnie. Nie mam weny- nie napiszę
Miłego czytania :)

wtorek, 24 stycznia 2012

Rozdział 1

No więc tak. Nie dbam generalnie o wygląd bloga, bo jakoś średnio mnie to interesuje. Dobra. Rozdział pierwszy... W imieniu Franka jakby coś xd
___________________________________________________

Wysiadłem do samochodu i trzasnąłem drzwiami. Chwile potem zobaczyłem jak wszyscy się na mnie patrzą. Za każdym razem tak było. Patrzyli się na mnie z czymś w rodzaju podziwu i zazdrości w oczach, a ja byłem z tego dumny. Szedłem przez szkolny parking w podniesioną głową, jakbym był od nich lepszy- tak też uważałem… Każdego z nich uważałem, za co najmniej poziom gorszego ode mnie. Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że nie widziałem nic złego w swoim zachowaniu. Po prostu byłem od nich lepszy. I tyle. Doszedłem do grupki moich kumpli i powitałem ich w entuzjazmem.
- Idziesz dziś do Josha?- Charlotte spojrzała na mnie z uwielbieniem w oczach. Od podstawówki coś do mnie miała. Niestety, nie miała, na co liczyć. Miałem chłopaka i nie zamierzałem tego zmieniać.
- Nie wiem- odpowiedziałem obojętnie i zacząłem gadać z organizatorem imprezy.  Chwilę później podszedł do nas Max i pocałował mnie prosto w usta.
- Hej, śliczny- powiedział z zadziornym uśmiechem kiedy odkleił się ode mnie. Wszyscy popatrzyli na nas z uroczymi uśmiechami… no oprócz Charlotte, która nie mogła znieść tego widoku- Chodźmy do szkoły- chłopak chwycił mnie za rękę i pociągną do wejścia. Przeszliśmy razem koło szafek, kiedy przy jednej z nich zobaczyliśmy największe szkolne Zero. Czarno włosy chłopak popatrzył na nas ze strachem w oczach. Max zawsze go wyzywał śmiał się…
- Cześć- powiedział sztucznie miło i podszedł do przestraszonego chłopaka- A może ty chcesz iść do Josha na imprezę, co?- Gerard zdziwił się i spojrzał najpierw na mnie a potem na mojego chłopaka.
- Emmm… No nie wiem…
- Jedyna szansa,  żebyś przestał być szkolną ofiarą- powiedziałem obojętnie.
- Zobaczę- odpowiedział i szybko odszedł. Na jego twarzy widziałem pomieszanie strachu, zdziwienia i pewnego rodzaju szczęścia.
-Co ty kombinujesz?- Spytałem z lekkim niepokojem w głosie.
- Nie chcesz się zabawić?- za jego podłym uśmiechem nie kryło się nic dobrego… Tylko czemu ja się tym interesowałem?
 ***
Lekcje skończyły się dziwnie szybko. Całą paczką wyszliśmy ze szkoły. Max natychmiast ruszył w stronę bruneta siedzącego na murku przy szkole. Przywitał go klepiąc po ramieniu, tak ze chłopak spadł z muru i wylądował na trawie. Max rzucił coś w stylu ‘ dziś 18:00. Chyba wiesz gdzie mieszka?’ i odszedł nawet nie pomagając brunetowi wstać. Wszyscy zaczęliśmy się z niego podle śmiać i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Spadam- rzuciłem i oderwałem się od grupy po czym podszedłem do mojego samochodu. Zanim otworzyłem drzwi podszedł do mnie troszkę wyższy ode mnie brunet.
- Czego oni ode mnie chcą?- zapytał ze smutkiem. Kiedy spojrzałem na jego twarz, poczułem się winny.
- Nie wiem. Wsiadaj. Podwiozę cię.- właściwie nie wiem czemu się przejąłem… Może dlatego że był całkiem ładny?
Zawahał się po czym wsiadł do mojej czarnej alfy romeo. Przez chwile jechaliśmy w ciszy, kiedy nagle Gerard spojrzał na mnie z bólem w oczach i spytał:
- Na serio.. Czego oni ode mnie chcą? Nigdy im nic nie zrobiłem…
- G..erard? Nie wiem czego on ciebie chcą. Średnio mnie to obchodzi.
- Ale… ciągle z nimi chodzisz i w ogóle. Myślałem że może powiesz mi, czy to z imprezą jest na serio.
Coś mnie tknęło, ale nie mogłem zniszczyć chłopakom dobrej zabawy.
-Na serio. Chcą żebyś tam przyszedł- skłamałem zachowując sztuczny uśmiech.
Odwiozłem Gerarda i wróciłem do domu. Wszedłem przez frontowe drzwi i pierwsze co mnie powitało to urocza rodzinna kłótnia.
- Cześć! Już jestem!- próbowałem ich przekrzyczeć. Moja matka zauważyła mnie i przywitała lekkim uśmiechem. Poszedłem do swojego pokoju i poszukałem jakiś ciuchów na imprezę. Wyciągnąłem z szafy białoczarną koszulkę z długim rękawem i czarne rurki. Rzuciłem na łóżko wybrane ubranie i wyszedłem przed dom wyciągając papierosa. Nikt u mnie w domu nie palił więc posłusznie wychodziłem przed dom. Co prawda rodzice mieli do mnie pretensje o to co robię, jednak przyzwyczaili się już. Usiadłem na schodku przed domem i zapaliłem fajkę.
- Zostaw to świństwo- mama usiadła obok mnie i próbowała zabrać mi papierosa.- Co się dzieje?
Jak ona mnie dobrze znała. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale kiedy trzeba było mogłem się jej wygadać.
- Uhhh.. Widzisz, bo Max- na sam dźwięk tego imienia skrzywiła się. Nie lubiła go. Nie uważała, że jesteśmy na serio razem. Zawsze powtarzała że nic głębszego z tego nie wyjdzie.- jest taki chłopak w szkole… No wiesz typowa szkolna ofiara- popatrzyłem na nią lekko znudzony- No więc Max zaprosił go na imprezę… dzisiejszą. A właśnie która godzina?
- 17- odpowiedziała i chciała słuchać dalej. Wstałem i bez słowa rzuciłem za siebie papierosa.
Nie kończąc wypowiedzi wszedłem do domu i ruszyłem do swojego pokoju żeby się przebrać. Założyłem naszykowane ubrania i poszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem, wziąłem czarną kredkę i precyzyjnie obrysowałem nią oczy. Po kilkunastu minutach wyszedłem z pokoju gotowy na imprezę.
- Nie dokończysz?- mama spojrzała na mnie kiedy chciałem już wyjść. – Zaprosił go na imprezę… i co?
- No bo oni coś kombinują, a ja nie wiem co… Zal mi tego niezdarnego debila!
-Jej… Frankie… Ty przejmujesz się kimś innym…?-mama popatrzyła na mnie wielkimi oczami. Zgromiłem ją wzrokiem.- Po prostu, jeśli ci na nim zależy… obroń go kiedy będzie trzeba…- powiedziała  tylko i odeszła w stronę salonu. 

1 komentarz:

  1. Czytając, mam przed oczami chemików w strojach z ,,I'm not okay''... to jedna z moich ulubieńszych piosenek. ,,jeśli ci na nim zależy.. obroń go kiedy będzie trzeba...'' bardzo ładny zwrot.

    OdpowiedzUsuń