Moje pierwsze opowiadanie o Frerardzie, bądźcie więc wyrozumiali :3
Zasady są takie:
1. Występują pary męsko-męskie, więc jeśli cię to odrzuca- nie czytaj.
2. Postaraj się nie zwracać uwagi na błędy- z góry za nie przepraszam.
3. Rozdziały wstawiam nieregularnie. Nie mam weny- nie napiszę
Miłego czytania :)

niedziela, 5 lutego 2012

Rozdział 10

No to by było na tyle... Enjoy
__________________________________________________

Cały czas do końca roku szkolnego, byłem pod nadzorem ojca. Nie mogłem robić nic. Całe popołudnia siedziałem sam w pokoju, słuchając muzyki. To była jedyna rzecz, której mi nie zabronił. Zbliżał się ostatni dzień szkoły. I pomyśleć, że już za kilka dni pożegnam się tym budynkiem na zawsze… To było takei miłe, kiedy wiedziałem, że to już koniec. Wbrew temu jak ludzie mnie traktowali, nie lubiłem tej szkoły. Nauczyciele byli wredni, a żeby coś znaczyc wśród ludzi, trzeba było naprawdę się postarać. Dużo się nacierpiałem na początku i to zdecydowanie wystarczyło, zebym wiedział, że w w ogóle nie będę tęsknić za liceum.
 ***
Ubrałem się w białą koszulę, czarne spodnie i w miarę nie zniszczone trampki. Grzecznie zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Pod szkołą, stał tłum podobnie ubranych ludzi którzy tylko czekali na końcową przemowę dyrektora, w właściwie ostatnie zdanie tej przemowy, które zakończy ich przygodę z tą szkołą. Odszukałem w tłumie Gerarda i podszedłem do niego. Po jakimś czasie poszliśmy na szkolne boisko, gdzie miał się odbyć cały apel. Na trawie ustawiono krzesła, a przed nimi stała niewielka mównica, przy której już czekał dyrektor.
- No, drodzy uczniowie. Z większością z was spotkamy się po wakacjach, jednak w tym dniu muszę też pożegnać osoby, którę kończą naukę w murach tej szkoły…..- Blablabla. Przemówienia, zawsze były takie same. Odkąd pamiętam dyrektor nie zmieniał ani słowa w swojej końcowej formułce i klepał ją co roku tak samo, tym samym tonem, z tą samą miną i sztucznym zaangażowaniem, a wszyscy uczniowie z równie wielkim zapałem słuchali jego słów, które w większości znali na pamięć. Po skończonym apelu, wielką grupą udaliśmy się przed szkolną bramę. Dziewczyny płakały ściskając się nawzajem, a chłopaki chcąc pokazać jacy są męscy z obojętną miną obserwowali ich zachowanie. Charlotte podbiegła do mnie rzucając mi się na szyję i mówiąc coś przez łzy przytulała, ściskając z całej siły. Zrobiło tak jeszcze parę dziewczyn, pożegnałem się chłopakami i udałem się w stronę samochodu. Znów musiałem grzecznie wrócić do domu i spędzić całe popołudnie sam w pokoju. Większość z ludzi szła właśnie upić się lub zajarać z radości, a ja musiałem punktualnie zameldować się przed moim ojcem. Tak więc, pokornie pojechałem do domu, pokazałem tacie świadectwo i wyszedłem przed dom. Jak zwykle, usiadłem na schodku i zapaliłem papierosa. Patrzyłem przed siebie wypuszczając dym z ust, kiedy zobaczyłem Gerarda idącego w stronę mojego domu. Pomachałem mu ręką i podszedłem do bramy.
- Cze…- chciałem dokończyć powitanie, jednak Gerard wpił się chciwie w moje wargi, tak jakby miał już mnie nigdy nie pocałować. Po długiej chwili oderwałem się od chłopaka i popatrzyłem pytająco w jego oczy.- wiesz, że mam szlaban. Nie mogę cię ani wpuścić, ani wyjść gdzieś z tobą- stwierdziłem smutno, jednak on tylko posłał mi wzrok przepełniony żalem i westchną
-Nie musisz… Przyszedłem się pożegnać. Wyjeżdżam do Nowego Yorku.- Serce przestało mi bić. Tak. Tego obawiałem się najbardziej- że Gee zostawi mnie i wyjedzie na studia. Ja też miałem iść gdzieś na studia, ale miałem nadzieję, że wakacje spędzę razem ze swoim ukochanym.- Ja… nie wiem czy w ogóle tu jeszcze wróce. Mam mieszkanie niedaleko akademii sztuki…
- Czemu nie mówiłeś nic wcześniej?- zapytałem spuszczając głowę, żeby nie widział, że płaczę.
- Nie mam wyjścia. Musze jechać… Pozatym…Może kiedyś przyjedziesz do mnie- odpowiedział, jakby nie mając nadziei na to, że to  przed chwilą powiedział ma w sobie choć trochę prawdy. Wiedział, że już nigdy się nie zobaczymy. Ja wiedziałem że właśnie tracę go na zawsze. Usłyszeliśmy dźwięk samochodowego klaksonu. Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy i jeszcze raz mocno mnie pocałował. Po chwili odszedł zostawiając mnie samego. Przez łzy widziałem tylko jak odjeżdża samochód do którego wsiadł. Nie zastanawiając się nad tym co robię wbiegłem do domu i zgarnąłem z półki kluczyki do samochodu. Wsiadłem do mojej alfy i ruszyłem nie myśląc o tym co na to mój ojciec. Po chwili podjechałem pod bar. Wysiadłem i wszedłem do małego budynku. Usiadłem przy barze i poprosiłem o coś do picia. Barman, widząc w jakim jestem stanie podał mi szklankę z płynam. Wypiłem ją szybko, potem następną, następną…. Nie wiedziałem co się dzieje, która jest godzina i gdzie jestem. Wyszedłem przed budynek i odjechałem spod niego. Jechałem przed siebie. Nie wiedząc gdzie. Byle jak najdalej… W pewnym momencie oślepiło mnie światło, po chwili usłyszałem huk, a moment po tym otoczyła mnie ciemność. 


THE END

_________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że choć jednej osobie się podobało. Może, może, może kiedyś w przypływie weny napisze jakiegoś jeszcze Frerarda, oczywiście jeśli mnie nie zjedziecie, że beznadziejnie piszę :>
Dziękuję wszystkim komentującym. Dobranoc :3