___________________________________
Zobaczyłem w deszczu czarną postać. Podeszła do
mnie i usiadła obok, obejmując mnie ramieniem.
- Mówiłem ci, że nie możesz się zadręczać..
- Jak ty to robisz, ze bez względu na wszystko
i tak mnie pocieszasz?- Zapytałem, patrząc smutno na deszcz.
- Nie wiem… Zależy mi… na tobie…- wyszeptał.-
nie chce żeby to poczucie winy cię tak niszczyło. Nie mogę na to patrzeć.- Nie
wiem jakim cudem, ale to właśnie człowiek którego jeszcze niedawno uważałem za
nic, teraz siedział przy mnie i mówił, że mu na mnie zależy. Ktoś inny
zostawiłby mnie i pozwolił umrzeć w smutku. Odwróciłem się w jego stronę.
- Przepraszam…
- Słyszałem już to dzisiaj. Nie masz mnie za co
przepraszać-uśmiechnął się i przyciągnął do siebie żeby mnie przytulić- Ale jak
tak dalej pójdzie to obaj nabawimy się zapalenia płuc.
- Chodź do domu- powiedziałem i pociągnąłem go
do drzwi. Cali przemoczeni poszliśmy do mnie do pokoju. Wziąłem z łazienki
ręczniki i jeden z nich dałem Gerardowi.
- Chcesz coś suchego do przebrania?- zapytałem.
Popatrzył na mnie lekko speszony. Podszedłem do szafy i rzuciłem mu jakieś
ciuchy, które według nie, powinny na niego pasować. Kiedy się przebrał wyszedł
z łazienki i patrząc debilnym wzrokiem na swoje nogi stwierdził:
- Na serio nie wiem jak można chodzić w tak
ciasnych spodniach- zaśmiałem się i podszedłem do łazienkowych drzwi.
- Całkiem nieźle ci w nich- uśmiechnąłem się-
ja nie wiem jak można chodzić w jakichkolwiek szerszych.- Trzeba było przyznać,
że Gerard w moich ciuchach wyglądał naprawdę dobrze….
***
Siedzieliśmy u mnie dość długo, jednak wszystko
kiedyś się kończy. Dzisiejszy dzień też. Niebo spowiła ciemność i jedynym
źródłem światła był księżyc, gwiazdy.. i lekko świecące uliczne latarnie.
Odprowadziłem Gerarda do drzwi i pożegnałem się z nim, mocno go przytulając.
- Dzięki, jeszcze raz.
- Nie ma za co.- odpowiedział z uśmiechem. Nie rozumiałem
jak można tak szybko wybaczać ludziom. Musiałem to przyznać- Gerard był
niesamowity. Miałem wrażenie, że mogę na niego liczyć. Że nawet gdybym
powiedział mu najbardziej upokarzającą rzecz o sobie, nie wyśmiałby mnie…
Żałowałem, że muszę się z nim rozstawać.
Kiedy wyszedł, w domu byłem tylko ja. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem sok z lodówki. Stanąłem
przy oknie i znów zaczęły męczyć mnie myśli o Maxie… Musiałem znaleźć sobie
zajęcie żeby o tym nie myśleć. Postanowiłem zrobić kolację. Wyciągnąłem jakieś
warzywa i zacząłem kroić je z myślą o sałatce, kiedy z całej sily przejechałem
sobie ostrym narzędziem po palcu. Krew zaczęła cieknąć mi wzdłuż zranionego
miejsca. Dopiero przez ten ból zapomniałem o wszystkich problemach. Wziąłem nóż
i przejechałem ostrzem wzdłuż żyły przy nadgarstku. Teraz jeszcze bardziej nie
myślałem o problemach. Ból ręki przyćmił wszystko. Zostawiłem niedokończoną
kolację i poszedłem do swojego pokoju. Nie zwracając uwagi na moją ranę padłem
na lóżko.
***
Obudził mnie jak zwykle dźwięk mojego budzika. Wstałem
zadziwiająco szybko i poszedłem do łazienki. Kiedy myłem twarz zobaczyłem długą
ranę na mojej ręce. Zaschnięta krew znajdowała się na mojej bluzce… Otarłem lekko ranę i poszedłem po cos do
ubrania. Nie chciałem żeby było widać co sobie zrobiłem. Było mi głupio, ze nie
umiałem sobie inaczej poradzić z dręczącymi mnie myślami. Włożyłem na siebie
bluzkę z długim rękawem i dla pewności, że nikt nie zobaczy mojego nadgarstka
owiązałem wokół niego czarną bandankę. Znów nic nie mówiąc rodzicom opuściłem
dom. Od czasu wizyty rodziców Maxa, nie powiedziałem do rodziców ani słowa.
Wsiadłem w samochód i odjechałem do szkoły.
- Cześć- przywitałem się z Gerardem siedzącym
na szkolnych schodach.
- Cze… Boże, Frank co ci się stało!?- chłopak
złapał moja rękę i odwiązał bandankę. Cały rękaw bluzki był czerwony od krwi.
- To nic… Zadrapałem się- spojrzał na mnie z
gniewem in zaciągnął do łazienki. Wsadził moją rękę dop zimna wodę, po czym
zaprowadził do pielęgniarki.
- Głupi jesteś- skwitował, kiedy szkolna
pielęgniarka opatrzyła moją ranę- Nie mogłeś pokroić marchewki, tylko musiałeś
siebie?- zgromiłem go wzrokiem.
- Co poradzić… Jak poszedłeś znowu zaczęły mnie
męczyć myśli o Maxie. Nie daje już rady. Wszyscy nienawidzą mnie za to, że on się
zabił… Przecież ja mu powiedziałem tylko prawdę- Brunet nie wiedział czemu mój
chłopak popełnił samobójstwo i czemu ja obwiniałem za to samego siebie
Gerard spojrzał na mnie pytająco- tego dnia…
Jak… on był u mnie, powiedział coś, że krążą plotki, że…
- Że?
- Przystawiasz się do mnie…. Śmiałem się z tego,
bo wiedziałem, że to nieprawda… Potem uświadomiłem sobie, ze nie jestem taki
jak on… Ze nie pasujemy do siebie.. Spotkałem się z nim i po prostu mu to
powiedziałem… On myślał, że zostawiam go… dla ciebie- ostatnie wyrazy
wypowiedziałem prawie bezgłośnie. Chłopak nic nie mówił. Stał lekko zdziwiony,
kiedy zadzwonił dzwonek ogłaszający lekcje. W milczeniu rozstaliśmy się i
ruszyliśmy w stronę naszych klas.
Ludzko mi się to czyta. Bezmózgowo, luźno i miło, czyli kwintesencja tego, co można robić o 24.30 przed dniem szkoły. Co nie znaczy, że to jest głupie. Nie jest... jest miłe.
OdpowiedzUsuń