___________________________________________________
Wysiadłem do
samochodu i trzasnąłem drzwiami. Chwile potem zobaczyłem jak wszyscy się na
mnie patrzą. Za każdym razem tak było. Patrzyli się na mnie z czymś w rodzaju
podziwu i zazdrości w oczach, a ja byłem z tego dumny. Szedłem przez szkolny
parking w podniesioną głową, jakbym był od nich lepszy- tak też uważałem…
Każdego z nich uważałem, za co najmniej poziom gorszego ode mnie.
Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że nie widziałem nic złego w swoim
zachowaniu. Po prostu byłem od nich lepszy. I tyle. Doszedłem do grupki moich
kumpli i powitałem ich w entuzjazmem.
- Idziesz
dziś do Josha?- Charlotte spojrzała na mnie z uwielbieniem w oczach. Od
podstawówki coś do mnie miała. Niestety, nie miała, na co liczyć. Miałem
chłopaka i nie zamierzałem tego zmieniać.
- Nie wiem-
odpowiedziałem obojętnie i zacząłem gadać z organizatorem imprezy. Chwilę później podszedł do nas Max i
pocałował mnie prosto w usta.
- Hej,
śliczny- powiedział z zadziornym uśmiechem kiedy odkleił się ode mnie. Wszyscy
popatrzyli na nas z uroczymi uśmiechami… no oprócz Charlotte, która nie mogła
znieść tego widoku- Chodźmy do szkoły- chłopak chwycił mnie za rękę i pociągną
do wejścia. Przeszliśmy razem koło szafek, kiedy przy jednej z nich
zobaczyliśmy największe szkolne Zero. Czarno włosy chłopak popatrzył na nas ze
strachem w oczach. Max zawsze go wyzywał śmiał się…
- Cześć-
powiedział sztucznie miło i podszedł do przestraszonego chłopaka- A może ty
chcesz iść do Josha na imprezę, co?- Gerard zdziwił się i spojrzał najpierw na
mnie a potem na mojego chłopaka.
- Emmm… No
nie wiem…
- Jedyna
szansa, żebyś przestał być szkolną
ofiarą- powiedziałem obojętnie.
- Zobaczę-
odpowiedział i szybko odszedł. Na jego twarzy widziałem pomieszanie strachu,
zdziwienia i pewnego rodzaju szczęścia.
-Co ty kombinujesz?-
Spytałem z lekkim niepokojem w głosie.
- Nie chcesz
się zabawić?- za jego podłym uśmiechem nie kryło się nic dobrego… Tylko czemu
ja się tym interesowałem?
***
Lekcje
skończyły się dziwnie szybko. Całą paczką wyszliśmy ze szkoły. Max natychmiast
ruszył w stronę bruneta siedzącego na murku przy szkole. Przywitał go klepiąc
po ramieniu, tak ze chłopak spadł z muru i wylądował na trawie. Max rzucił coś
w stylu ‘ dziś 18:00. Chyba wiesz gdzie mieszka?’ i odszedł nawet nie pomagając
brunetowi wstać. Wszyscy zaczęliśmy się z niego podle śmiać i ruszyliśmy w
stronę wyjścia.
- Spadam-
rzuciłem i oderwałem się od grupy po czym podszedłem do mojego samochodu. Zanim
otworzyłem drzwi podszedł do mnie troszkę wyższy ode mnie brunet.
- Czego oni
ode mnie chcą?- zapytał ze smutkiem. Kiedy spojrzałem na jego twarz, poczułem
się winny.
- Nie wiem.
Wsiadaj. Podwiozę cię.- właściwie nie wiem czemu się przejąłem… Może dlatego że
był całkiem ładny?
Zawahał się
po czym wsiadł do mojej czarnej alfy romeo. Przez chwile jechaliśmy w ciszy,
kiedy nagle Gerard spojrzał na mnie z bólem w oczach i spytał:
- Na serio..
Czego oni ode mnie chcą? Nigdy im nic nie zrobiłem…
- G..erard?
Nie wiem czego on ciebie chcą. Średnio mnie to obchodzi.
- Ale…
ciągle z nimi chodzisz i w ogóle. Myślałem że może powiesz mi, czy to z imprezą
jest na serio.
Coś mnie
tknęło, ale nie mogłem zniszczyć chłopakom dobrej zabawy.
-Na serio.
Chcą żebyś tam przyszedł- skłamałem zachowując sztuczny uśmiech.
Odwiozłem
Gerarda i wróciłem do domu. Wszedłem przez frontowe drzwi i pierwsze co mnie
powitało to urocza rodzinna kłótnia.
- Cześć! Już
jestem!- próbowałem ich przekrzyczeć. Moja matka zauważyła mnie i przywitała
lekkim uśmiechem. Poszedłem do swojego pokoju i poszukałem jakiś ciuchów na
imprezę. Wyciągnąłem z szafy białoczarną koszulkę z długim rękawem i czarne
rurki. Rzuciłem na łóżko wybrane ubranie i wyszedłem przed dom wyciągając
papierosa. Nikt u mnie w domu nie palił więc posłusznie wychodziłem przed dom.
Co prawda rodzice mieli do mnie pretensje o to co robię, jednak przyzwyczaili
się już. Usiadłem na schodku przed domem i zapaliłem fajkę.
- Zostaw to
świństwo- mama usiadła obok mnie i próbowała zabrać mi papierosa.- Co się
dzieje?
Jak ona mnie
dobrze znała. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale kiedy trzeba było mogłem się jej
wygadać.
- Uhhh..
Widzisz, bo Max- na sam dźwięk tego imienia skrzywiła się. Nie lubiła go. Nie
uważała, że jesteśmy na serio razem. Zawsze powtarzała że nic głębszego z tego
nie wyjdzie.- jest taki chłopak w szkole… No wiesz typowa szkolna ofiara-
popatrzyłem na nią lekko znudzony- No więc Max zaprosił go na imprezę…
dzisiejszą. A właśnie która godzina?
- 17-
odpowiedziała i chciała słuchać dalej. Wstałem i bez słowa rzuciłem za siebie
papierosa.
Nie kończąc
wypowiedzi wszedłem do domu i ruszyłem do swojego pokoju żeby się przebrać.
Założyłem naszykowane ubrania i poszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem,
wziąłem czarną kredkę i precyzyjnie obrysowałem nią oczy. Po kilkunastu
minutach wyszedłem z pokoju gotowy na imprezę.
- Nie
dokończysz?- mama spojrzała na mnie kiedy chciałem już wyjść. – Zaprosił go na
imprezę… i co?
- No bo oni
coś kombinują, a ja nie wiem co… Zal mi tego niezdarnego debila!
-Jej…
Frankie… Ty przejmujesz się kimś innym…?-mama popatrzyła na mnie wielkimi
oczami. Zgromiłem ją wzrokiem.- Po prostu, jeśli ci na nim zależy… obroń go
kiedy będzie trzeba…- powiedziała tylko
i odeszła w stronę salonu.
Czytając, mam przed oczami chemików w strojach z ,,I'm not okay''... to jedna z moich ulubieńszych piosenek. ,,jeśli ci na nim zależy.. obroń go kiedy będzie trzeba...'' bardzo ładny zwrot.
OdpowiedzUsuń